piątek, 4 listopada 2016

Szary poranek w moim lustrze


Spojrzał na dziewczynę, leżącą obok niego na łóżku. Czarne fale spływały jej na czoło, przysłaniając oczy, w których lubił się zatapiać podczas jesiennych wieczorów. Przeniósł wzrok na usta, lekko rozchylone, kuszące, proszące go o uwagę. Przygryzł wargę, skupiając się na smukłych ramionach, kształtnym biuście i zmysłowej linii bioder, zaznaczającej się pod cieniutką satynową koszulą. Ubóstwiał wprost jej nogi- wyglądające idealnie w każdej z nietypowych stylizacji. Wstał, by uniknąć pokusy zatopienia się w tych objęciach, które zawsze prowadziły go do zatracenia się w jej dotyku.

Podszedł do okna. Świat spał, otulony zimnym ramieniem nocy. Nieliczne, niespokojne dusze błąkały się po ulicach, unikając świateł latarń. Uniósł głowę, spoglądając w niebo. Spadająca gwiazda. Pomyśl życzenie nieznajomy.

/*/*/*/*/*/*/*/

-Nie możesz spać? –spytałam nieprzytomnie. Odwrócił się w moją stronę, nieobecny dla mnie.

-Nie, wszystko w porządku. –odpowiedział, a ja instynktownie wyczułam, że coś jest nie tak. Zsunęłam nogi z łóżka i podeszłam do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu.

-Kochany, kolejny koszmar?-spytałam, darząc go pocałunkiem w policzek. Widziałam, jak zabłysły mu oczy, a na twarz powrócił cień jego cudownego uśmiechu, z dołeczkiem przy prawym kąciku ust.

/*/*/*/*/*/*/*/

Objąłem ją, chcąc chronić przed tym ponurym światem, który był tuż za oknem. Pocałowałem ją         w czoło, opierając policzek na czubku jej głowy. Przeczesałem dłonią te niesforne loki, których nienawidziła rozczesywać, a ja je kochałem. Kochałem ją całą; małą, zaspaną, w mojej koszuli,               z potarganą fryzurą, przy mnie. Tu i teraz, gdy jednym dotykiem potrafiła rozwiać każdą moją wątpliwość, każdą niepewność przerodzić w zdecydowanie. W walkę o nas.

/*/*/*/*/*/*/*/

Przylgnęłam do jego torsu, słysząc jak bije mu serce. Czułam delikatny dotyk, zapach, który kojarzył mi się z bezpieczeństwem. Czy naprawdę to wszystko miało się wkrótce skończyć? Dlaczego po tym co przeszliśmy, los postanowił mi go odebrać?  Objęłam go mocniej, chcąc zatrzymać przy sobie. Jest mój. Niech ironia życia szuka dalej. Nie podzielę się nim.

-Nie oddam Cię-szepnęłam, pozwalając samotnej łzie na wędrówkę po moim policzku. Ja też będę samotna. Już jestem. Jak moja jedna łza, która przeniknie jego koszulę, tak jak ja przeniknę pustkę.

-Wiem najdroższa-odszepnął, kołysząc mnie w ramionach. Westchnęłam, próbując odnaleźć zagubiony pierwiastek samej siebie. Spojrzałam w okno, naznaczone kroplami deszczu. Obserwowałam ich krótki żywot. Biedne, nie znają niczego, poza tą szybą o brązowych ramach…         A może jednak są szczęśliwe? Może nie mają tyle czasu na zmartwienia. Może są wolne od wyboru, który niesie konsekwencję. Mają tylko jedną drogę- prosto przed siebie.

Uniosłam głowę, patrząc mu w oczy. Szara głębia poranka powitała mnie z czułością. Oddałam się jej bez wahania.

/*/*/*/*/*/*/*/*/

Bursztynowy klejnot wpatrywał się we mnie z uwagą. Tonąłem, znów zatracając się w jej oczach. Przypominały mi blask jesiennego słońca, przebijającego się przez  kolorowe liście, skroplone deszczem. Deszcz? Skąd on się wziął? Zmartwiłem się i ucałowałem spływającą kroplę smutku, który starała się przede mną ukryć. Zamknęła powieki; mój słoneczny park otuliła noc. Oby była bezchmurna.

-Kocham Cię.-powiedziała nagle, mając zamknięte oczy. Moje serce wypełniło szczęście, bijąc jak oszalałe, choć słyszałem to wielokrotnie. Chwilę mojego szczęścia trzymałem mocno w ramionach, która okazała się ostatnią tej nocy.