Spojrzał na dziewczynę, leżącą obok niego na łóżku. Czarne
fale spływały jej na czoło, przysłaniając oczy, w których lubił się zatapiać
podczas jesiennych wieczorów. Przeniósł wzrok na usta, lekko rozchylone,
kuszące, proszące go o uwagę. Przygryzł wargę, skupiając się na smukłych
ramionach, kształtnym biuście i zmysłowej linii bioder, zaznaczającej się pod
cieniutką satynową koszulą. Ubóstwiał wprost jej nogi- wyglądające idealnie w
każdej z nietypowych stylizacji. Wstał, by uniknąć pokusy zatopienia się w tych
objęciach, które zawsze prowadziły go do zatracenia się w jej dotyku.
Podszedł do okna. Świat spał, otulony zimnym ramieniem nocy.
Nieliczne, niespokojne dusze błąkały się po ulicach, unikając świateł latarń.
Uniósł głowę, spoglądając w niebo. Spadająca gwiazda. Pomyśl życzenie
nieznajomy.
/*/*/*/*/*/*/*/
-Nie możesz spać? –spytałam nieprzytomnie. Odwrócił się w moją
stronę, nieobecny dla mnie.
-Nie, wszystko w porządku. –odpowiedział, a ja instynktownie
wyczułam, że coś jest nie tak. Zsunęłam nogi z łóżka i podeszłam do niego,
kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Kochany, kolejny koszmar?-spytałam, darząc go pocałunkiem w
policzek. Widziałam, jak zabłysły mu oczy, a na twarz powrócił cień jego
cudownego uśmiechu, z dołeczkiem przy prawym kąciku ust.
/*/*/*/*/*/*/*/
Objąłem ją, chcąc chronić przed tym ponurym światem, który
był tuż za oknem. Pocałowałem ją w czoło, opierając policzek na czubku jej
głowy. Przeczesałem dłonią te niesforne loki, których nienawidziła rozczesywać,
a ja je kochałem. Kochałem ją całą; małą, zaspaną, w mojej koszuli, z potarganą fryzurą, przy mnie. Tu i teraz,
gdy jednym dotykiem potrafiła rozwiać każdą moją wątpliwość, każdą niepewność
przerodzić w zdecydowanie. W walkę o nas.
/*/*/*/*/*/*/*/
Przylgnęłam do jego torsu, słysząc jak bije mu serce. Czułam
delikatny dotyk, zapach, który kojarzył mi się z bezpieczeństwem. Czy naprawdę
to wszystko miało się wkrótce skończyć? Dlaczego po tym co przeszliśmy, los
postanowił mi go odebrać? Objęłam go
mocniej, chcąc zatrzymać przy sobie. Jest mój. Niech ironia życia szuka dalej.
Nie podzielę się nim.
-Nie oddam Cię-szepnęłam, pozwalając samotnej łzie na
wędrówkę po moim policzku. Ja też będę samotna. Już jestem. Jak moja jedna łza,
która przeniknie jego koszulę, tak jak ja przeniknę pustkę.
-Wiem najdroższa-odszepnął, kołysząc mnie w ramionach. Westchnęłam,
próbując odnaleźć zagubiony pierwiastek samej siebie. Spojrzałam w okno,
naznaczone kroplami deszczu. Obserwowałam ich krótki żywot. Biedne, nie znają
niczego, poza tą szybą o brązowych ramach… A może jednak są szczęśliwe? Może nie
mają tyle czasu na zmartwienia. Może są wolne od wyboru, który niesie
konsekwencję. Mają tylko jedną drogę- prosto przed siebie.
Uniosłam głowę, patrząc mu w oczy. Szara głębia poranka
powitała mnie z czułością. Oddałam się jej bez wahania.
/*/*/*/*/*/*/*/*/
Bursztynowy klejnot wpatrywał się we mnie z uwagą. Tonąłem,
znów zatracając się w jej oczach. Przypominały mi blask jesiennego słońca,
przebijającego się przez kolorowe
liście, skroplone deszczem. Deszcz? Skąd on się wziął? Zmartwiłem się i
ucałowałem spływającą kroplę smutku, który starała się przede mną ukryć.
Zamknęła powieki; mój słoneczny park otuliła noc. Oby była bezchmurna.
-Kocham Cię.-powiedziała nagle, mając zamknięte oczy.
Moje serce wypełniło szczęście, bijąc jak oszalałe, choć słyszałem to wielokrotnie.
Chwilę mojego szczęścia trzymałem mocno w ramionach, która okazała się ostatnią
tej nocy.